WSTĘP
Peru to kraj tysiąca kolorów, zapachów i bajecznych krajobrazów. Oczywiście takie rzeczy może napisać każdy,ale jakie jest Peru moimi oczami – oczami fotografa i filmowca?
Lot do Peru wraz z oczekiwaniem na przesiadkę w Amsterdamie zajął mi ok. 18 godzin. Nigdy nie byłem w Ameryce Południowej, a że nie lubię opierać się na zdaniu innych – czekałem cierpliwe na to, co mnie czeka. Zająłem się podczas lotu czytaniem książki oraz wertowaniem notatek, które przygotowałem sobie wcześniej. Jako, że leciałem do pracy obowiązywał mnie z góry ustalony grafik – zarówno tyczyło się to miejsc, w których miałem być jak i czasu spędzonego w danych lokacjach. Plan osobisty zakładał również wykorzystanie odwiedzanych miejsc najlepiej jak się da pod kątem zdjęć krajobrazowych. Wspomniane notatki w przyszłości miały pomóc mi nie tylko zorientować się w danej przestrzeni, ale także zaplanować miejsce i czas realizacji zdjęć. O tym napiszę szerzej w dalszej części tekstu. Grafik był napięty – nie było zbyt wiele czasu na duble, bo codziennie spałem w innym hotelu, w innym miejscu i o różnych porach doby. Jak się okazało, narastające zmęczenie i zdobywana wysokość z dnia na dzień wymagały ode mnie maksymalnej determinacji i skupienia na tym co się dzieje. Tak czy siak przez dwa tygodnie przemierzyłem kilka stref klimatycznych od pustyni Atakama, przez piękne miasta, po Wysoką Amazonię i niebosiężne andyjskie szczyty.
UROKI PERU
Peru to kraj, w którym trzeba przygotować się na nieoczekiwane. Myślę tu głównie o wszelkiego rodzaju opóźnieniach, czy zwyczajnym niedopilnowaniu czegoś przez Peruwiańczyków. Śniadania, hotele, przejazdy – wszystko to ulega zmianie na bieżąco. Gdy wydaje Ci się, że wszystko jest zaplanowane – nagle nie ma transportu, czy śniadania, bo ktoś z peruwiańskich przyjaciół zaspał. A jeśli marzysz o ciepłej kąpieli w hotelu po całym dniu zmagań z pustynią i skwarem – nagle brakuje ciepłej wody w hotelu, albo nie ma jej wcale. Słyszy się pytania „Dlaczego nie ma ciepłej wody- nie napełniliście dystrybutorów?”. Logicznym jest, że hotel oczekujący na zorganizowaną grupę osób, powinien się zawczasu przygotować i zabezpieczyć pokoje w wodę. Usłyszeć można przeurocze stwierdzenie „Nie ma wody? Wczoraj jeszcze była. Zaraz napełnimy. Minie jednak trochę czasu nim woda się zagrzeje”. Bynajmniej nie piszę tego z żalem – to są właśnie uroki Peru. Tam czas płynie inaczej, zdawałoby się, że płynie „ukosem”. Jeśli się nie dostosujesz, nie wyjdziesz z otwartym sercem do takich wydarzeń, czy nie weźmiesz tego za dobrą monetę, nie otworzysz się w pełni na ten kraj. Mnie się to udało i dlatego poczułem prawdziwą wolność, która otworzyła mi umysł także na sferę fotograficzną.
Warto wspomnieć również o kwestii bezpieczeństwa. Jak się można domyślać, czy nawet przeczytać w internecie, Peru nie jest bezpiecznym krajem. Dlatego warto zadbać o własne bezpieczeństwo. Tyczy się to głównie dużych miast, gdzie w mojej ocenie ludzie nie radzą sobie z anonimowością i odpowiadaniem za swoje czyny. Dlatego na porządku dziennym są kradzieże sprzętu fotograficznego czy pieniędzy. Jeśli jesteś nieuważny, narażasz się na kieszonkowca nawet w centrum miasta, w środku dnia. Najbardziej jednak warto uważać wieczorami, po zmroku grasują szajki młodocianych dlatego warto zawsze poruszać się w miastach przynajmniej z jedną osobą towarzyszącą. Ja osobiście najadłem się dwa razy strachu wracając z wieczornych zdjęć mimo, że nie byłem sam. Największa jednak przykrość spotkała mnie w Cusco – dawnej stolicy Inków. Wieczorem realizując nocne zdjęcia, podczas lądowania drona na głównym placu miasta, jakiś starszy peruwiański jegomość (prawdopodobnie pod wpływem narkotyków) zdeptał mi celowo bezzałogowca. Mimo, że – uwaga – stałem w sześcioosobowej grupie rodaków, a nieopodal przechadzała się oznakowana grupa policji. Na pożegnanie usłyszałem od niego uprzejme „Terrorista”. Zabawne prawda? Może z perspektywy czasu – tak. Na szczęście dron nie ucierpiał zanadto, a połamane rotory wymieniłem na zapasowe.
Ostatnią rzeczą z którą się zetknąłem to „wyłudzacze pieniędzy”, podszywają się pod włodarzy danego terenu i każą wnosić wyimaginowane opłaty. W Górach Tęczowych zetknąłem się z próbą wyłudzenia pieniędzy za latanie dronem. W innym miejscu miałem przyjemność rozmowy z panem, sprzedającym podrobione bilety wstępu.
No dobra skoro mamy już to za sobą zapraszam Was do mojego świata jaki odkryłem w tym kraju.
JEDZENIE
Żeby móc, gdziekolwiek pójść czy pojechać na zdjęcia – trzeba najpierw zjeść. Nie jestem specem od kuchni. Bardzo żałuję, ale nie mam talentu do gotowania i nie rozpoznałem kraju tak jak zrobiłaby to osoba preferująca turystykę kulinarną. Warto jednak bym wspomniał o kilku sprawach, które zaobserwowałem.
Najtaniej i w wielu przypadkach najsmaczniej zjadłem na ulicy. Znaczy to tyle, że podchodziłem do kolorowych babinek ze stoiskiem na dwóch kółkach. Miały one w zwyczaju rozkładać swój dobytek na skrzyżowaniach ulic (pewnie tam miały najlepszy ruch). W przeliczeniu – za kilka złotych można było podjeść gęstych i pożywnych soków z owoców wyciskanych na moich oczach – oczywiście z darmową dokładką, czy zjeść moją ulubioną bułkę z pastą z awokado posypaną czerwoną cebulką. Zjesz dwie takie bułki i jesteś gość. Ciepłe posiłki w knajpach to już inna sprawa. Trzeba było „złamać kod” do jakich knajp warto wejść, a jakie omijać, chociażby były najpiękniejsze, a kelner zapraszałby Cię z uśmiechem na twarzy. Nie liczyłbym na jakąś szczególną czystość w knajpach czy restauracyjkach, natomiast polecam wchodzić tam gdzie jest dużo ludzi. Znaczy to, że jest smacznie i raczej obejdzie się bez ekscesów żołądkowych. Warto wtedy pominąć fakt, że kelnerka sadza Cię przy upaćkanym przez poprzedniego klienta stole.
W hotelach śniadania opierają się głównie na pieczywie i dżemie, czasem dodadzą jakiś smaczny koktajl. Porcje w Peru jak na polskie standardy są skromne, zbliżone w większości do porcji dziesięciolatka, ale mimo wszystko można się nimi najeść.
Osobiście na początku unikałem jedzenia mięsa. Skupiłem się głównie na daniach z przewagą warzyw. Bałem się trochę o żołądek, jednak już po kilku dniach otworzyłem się na wszystkie dania. No prawie wszystkie – nie jadłem osławionej świnki morskiej. Tak naprawdę wcale jej nie widziałem w menu. Oczywiście warto spróbować ceviche, choć dla mnie najsmaczniejsze były danie wegetariańskie.
ZESTAW FOTOGRAFICZNY
Kiedy już się najemy i spakujemy prowiant na drogę – możemy ruszać w plener. Już podczas przygotowywania się w Polsce do podróży, zastanowiłem się, co tak naprawdę będzie mi potrzebne. Jak spakować sprzęt, by najcenniejsze rzeczy zmieściły mi się w rozmiary i wagę podręcznego oraz co zabrać, bym mógł być sprawnym i szybkim fotograficznym i filmowym „multitaskiem”. Oparłem się na swoim doświadczeniu i zabrałem zestaw niezbędny, którego używałem często na zawodach sportowych, gdzie liczy się szybkość przemieszczania się, ale i wszechstronność sprzętu.
Linie KLM umożliwiły mi wniesienie na pokład Plecak Tenba Solstice 24 l oraz torbę Tenba Messenger DNA 15 Slim, co pozwoliło mi posiadać przy sobie wszystkie obiektywy, aparaty, kamerki, kontrolery ruchy, drona, laptopa z dyskami oraz przyległe akcesoria. Mikrofony i statyw spakowałem wraz z odzieżą i ta torba poszła do luku.
W większości przypadków wszystko rozbijało się o wagę tego co noszę na plecach. Sprawne poruszanie się na 4-5 tysiącach metrów okazywało się często jedynym warunkiem, by dotrzeć na czas po konkretne zdjęcie. Była też sytuacja w Górach Tęczowych, że musiałem skorzystać z pomocy muła.
Ważnym więc było, by waga zestawu była stosunkowo najlżejsza. Jednym z jego elementów był sam plecak. Waga 1.45kg przy wymiarach zewnętrznych 30.5 x 50.8 x 25.4 cm to bardzo dobre osiągnięcie. Za tym idzie także wysoka wytrzymałość materiałów i bezpieczeństwo sprzętu „mieszkającego” w środku. Dowolność konfiguracji przegród pozwoliła nawet na wybaczenie kilkukrotnego sturlania się plecaka z małego zbocza, czy upadku przez moją nieuwagę. Niestety, ale narastające zmęczenie doprowadzało czasem do takich prozaicznych sytuacji, że plecak pchany podmuchem wiatru wędrował swoją drogą. Jednocześnie kubatura plecaka jest tak niewielka, że nie zwracała większej uwagi służb pilnujących miejsc z ograniczonym pozwoleniem na profesjonalne fotografowanie, czy była niewidoczna dla potencjalnych złodziei, chroniąc przed ewentualnym przywłaszczeniem sobie sprzętu fotograficznego. Torba natomiast doskonale służyła jako backup czy torba miejska. Wybierałem się z nią czasem na zdjęcia w miastach, a potem do kawiarni, gdzie przy kawie wyciągałem laptopa 15 cali i zgrywałem kopie zapasowe zebranych materiałów.
REALIZACJA ZDJĘĆ
Wspomniane na początku notatki już na starcie pozwoliły mi przygotować się na szybkie działanie w miejscach, w których nigdy nie byłem. Od informacji historycznych czy logistycznych, po przewidywane warunki pogodowe, a także wiadomości o której godzinie w danym miejscu spodziewać się można niepożądanego tłumu turystów. Jako, że notatnik mam w formie elektronicznej dopiąłem sobie szereg aktywnych linków do lokalnych stron zawiadujących daną lokacją, czy już wykonane przez kogoś zdjęcia w danym rejonie, co pozwoliło mi potem szybko orientować się w przestrzeni, a nie błąkać się tracąc czas. Zazwyczaj więc było tak, że miałem już jakieś wyobrażenie o końcowym efekcie mojej pracy jeszcze zanim wyleciałem z Polski. Rzeczywistość oczywiście weryfikowała prawie każdą z zaplanowanych prac zdjęciowych jednak miałem już solidną bazę. Kolejnym wsparciem które stosuję są aplikacje w telefonie. Nie ukrywam, że jestem gadżeciarzem, jednak w tym przypadku ma to konkretne zastosowanie. W Peru nic się nie zmieniło i ustawicznie korzystałem z określonej grupy kilkunastu aplikacji, wspierających moje poczynania w terenie. Od planerów fotograficznych i appek zarządzających ruchem ciał niebieskich na niebie, po radary pogodowe i burzowe, poprzez szereg aplikacji zawiadujących strefami przestrzeni powietrznych (po śledzenie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej na nocnym niebie). Zabezpieczony w te informacje mogłem również spokojnie otworzyć się na ciekawe i nagłe sytuacje fotograficzne, jak chociażby wybuch wulkanu.
Tym sposobem powstały m.in. zdjęcia to kalendarza Tenba Polska 2019.
Jeśli macie ochotę obejrzeć kulisy powstawiania fotografii do kalendarza to zapraszam do obejrzenia LIVE ukazującego jak powstawały zdjęcia do tego produktu:
Poniżej znajduje się materiał promocyjny kalendarza.
Calendar Tenba 2019 | Krzysztof Zaniewski – landscape photography from CHRISACTIVE Krzysztof Zaniewski on Vimeo.
„Gdyby miała nastąpić katastrofa planetarna i miałbym możliwość wyboru kraju do „zapisania“ i odtworzenia naszej planety, bez wątpienia wybrałbym Peru.“ (David Bellamy)
Życzę Wam w Nowym Roku spełnienia wszystkich planów i realizacji siebie. Mamy dwanaście miesięcy na nasze projekty – jest to trochę czasu – powodzenia w 2019!
Zapraszam Was również do mojego nowo otwartego SKLEPU z produktami związanymi z moją działalnością fotograficzną:)
Oraz na moje kanały społecznościowe: